Dzień Strażaka w 1905 roku
Z czasopisma „Der Norddeutsche Feuerwehrmann” Nr 14/1905 str.110 dowiadujemy się o wyjeździe pietrowickiej straży do sąsiednich Sudzic. Odbyła się tam uroczystość poświęcenia nowego sztandaru miejscowej jednostki połączona z powiatowym dniem strażaka : „Powiatowy Związek Straży Pożarnych w Raciborzu (Kreisfeuerwehrverband) zorganizował 4 czerwca Powiatowy Dzień Strażaka w Sudzicach, co miało związek z poświęceniem nowego sztandaru. Już o wpół do ósmej rano zarządzono zbiórkę i przeprowadzono marsze ćwiczebne jednostek straży. O godz.9:00 udano się do kościoła na uroczystą mszę świętą. Po uroczystościach kościelnych o godz. 11:30 zarządzono alarm i ćwiczenia bojowe, w których wzięły udział sąsiednie jednostki OSP: Oldrzyszów, Pietrowice Wielkie, Koberzyce i Krzanowice (wszystko miejscowości z ówczesnego powiatu raciborskiego). Ćwiczeniami dowodził Branddirektor Amelang z Raciborza i miejski Brandmeister Werder też z Raciborza. Zadania i cele ćwiczeń we wszystkich częściach i przez wszystkie jednostki zostały osiągnięte, co w podsumowaniu ćwiczeń orzekli Werder z Raciborza i Sukásch z Hulczyna. Zebranie sprawozdawcze strażaków z powiatu raciborskiego rozpoczął o godz.12:45 przewodniczący Amelang- dyrektor zakładu wodno-gazowego w Raciborzu. Do zarządu Powiatowego Straży Pożarnych w Raciborzu należy 25 jednostek straży i jednostka miejska z Raciborza . Odpowiednio jednostki zrzeszają członków: Racibórz-70, Hulczyn- 40, Beneszow Dolny-38, Brzezie-31, Wielkie Hoszczyce-36, Kąty (dziś dzielnica Krawarza)- 24, Koberzyce-20, Nemiecki Krawarz-56, Oldrzyszów-49, Bosacz-Ostróg-Plania-54, Wielkie Pietrowice-48, Petrzkowice-38, Szylerzowice-44, Zabrzeg(dzielnica Opawy)-25, Starowieś-64, Hać-30, Krzanowice-35, Ludgerzowice-40, Sudzice-30, Markowice-46, Lubomia-42, Studzienna-29, Koźmice-18, Babice-27, Kuźnia Raciborska-43. W sumie 25 jednostek straży liczy 975 druhów. Do powiatowego związku jeszcze nie wstąpiły straże z: Polskiego Krawarza, Makowa, Turzy i Bohusławic. W Sudzicach na zebraniu sprawozdawczym było reprezentowanych 18 jednostek i gmina miejska Racibórz. Sprawozdanie finansowe złożył skarbnik Raczek z Raciborza. W 1904 roku na konto związku wpłynęło 28 944 marek, wydano 15 723 marek, zatem na 1905 rok zaksięgowano 13 221. Skarbnik otrzymał pokwitowanie. Na pierwszego zastępcy przewodniczącego zarządu wybrano druha Güter- dyrektora zarządu Buckway z Szylerzowic, a na drugiego zastępcy wybrano druha Teuber- powiatowego mistrza kominiarskiego z Raciborza. Na członków zarządu wybrano dr Malisch z Niemieckiego Krawarza oraz druha Glania - właściciela młyna w Wielkich Pietrowicach. Przewodniczącym zarządu (prezesem) został dyrektor Amelang, sekretarzem Brandmeister Werder a skarbnikiem druh Raczek”.
Ponownie na ćwiczeniach w Sudzicach strażacy z Pietrowic znaleźli się w 2007 roku. Tym razem już na ćwiczeniach polsko - czeskich.
Bruno Stojer
Hore!(pali się!)
Mathes Hermeth, tutejszy wolny gospodarz (Freibauer), 28 grudnia 1835 roku wieczorem, poniósł śmierć poprzez doszczętne spalenie podczas pożaru, jaki wybuchł w górnej karczmie (Oberkretscham) Ignatza Watzlawczyck w Pietrowicach Wielkich. Został pochowany 30 grudnia, po sądowych oględzinach i uzyskaniu urzędowej zgody. Był jednym z wielu mieszkańców, który w czasie pożaru próbował coś uratować.
Informacja została znaleziona w parafialnej księdze zgonów -1835/nr 57 : „Den drießigsten Dezember. Mathes Hermeth hiesiger Freibauer, welcher am 28. Hujus [jego, tego] Abends, bei dem hierselbst im Oberkretscham des Ignatz Watzlawczyck ausgebrochenen Feuersbrunst verunglückt und ganz verbrannt ist, wurde nun erst nach gerichtlicher Besichtigung und Bewilligung beerdigt.”
Mathes Hermeth (1788 -1835) miał w linii prostej w Pietrowicach następujących potomków: Johann Hermeth (1811-1868), Richard Hermeth (1853-1915), Carl Hermeth (1876-?), Johann Hermeth (1900-1979) i Hildegard Hermeth (1934-2005) po mężu Mludek (Kowaliczek).
Karczmarz Ignatz Watzławczyck zmarł w 1854 roku w wieku 43 lat. Karczma górna znajdowała się w miejscu, gdzie znajdował się sklep „U Komarka, ul. Wyzwolenia 53. Dziś jest tam posesja rodziny Garliński. W 1765 roku karczmę kupił za 320 talarów cesarskich Franciszek Watzlawczik, dziadek wspomnianego Ignatza. W lutym 1919 gospodę kupił Florian Fuss, właściciel karczmy w Gródczankach i w rękach tej rodziny gospoda była do 1945 roku. Rodzina Fuss prowadziła w Gródczankach gospodarstwo rolne, gospodę z ogrodem piwnym i salą taneczną. W niedzielne popołudnia u Fussa było pełno ludzi, również z Pietrowic i Kietrza. Często grała tam orkiestra dęta z Pietrowic. Gdy do „Fussa” na Małej Stronie przyjechali właściciele po treku (wojennej tułaczce) to osiedleni tam już repatrianci nie pozwolili rodzinie Fuss zabrać nawet bucików od dzieci. Rodzina Fuss spała u sąsiadów a potem w transporcie wywieziono ich do Niemiec.
Downiejszi chopy piły moc wiac mysz dzisiok (dawniej mężczyźni pili dużo więcej niż dziś). Zdarzyło się przed II wojną w gospodzie u Fussa, kole Kumarka, że trzech gospodarzy pietrowickich, wcale nie najmniejszych, założyło się, że kto pierwszy odejdzie od stolika, to płaci za wszystkich. Wszyscy trzej wytrzymali cały wieczór, całą noc i całe rano. Potem doszli do porozumienia, że rachunek dzielą przez trzy. Jeden sprzedał byczka, drugi świnkę, trzeci jeszcze coś i rachunek zapłacono.
W czasie II wojny światowej gospoda u Fussa była miejscem noclegu dla jeńców wojennych którzy przez dzień pracowali u bauera. Rosjanie spali na I piętrze, Ukraińcy spali na parterze i nie byli pilnowani, a Serbowie byli ulokowani w Starej Szkole.
Bruno Stojer
Kowole z Pietrowic
Najstarszym odnalezionym w dokumentach kowalem z Pietrowic jest Vitus Dürschlag (1700 -1761), który w 1725 roku ożenił się z Rosiną Laczny. Kowalem był jednak w sąsiedniej wiosce Maków.
W 1938 roku w książce adresowej zanotowano jako kowala Maksa Posmik (1912-1989) vel Garandek. Maks w czasie II wojny światowej dostał się do niewoli rosyjskiej i był w niej 10 lat. Do Pietrowic przyjechał dopiero w 1952 albo 1953 roku. Będąc wyuczonym kowalem w Rosji sowieckiej pracował w kuźni i podkuwał konie. Powiadał, że nie było mu tam źle. Czasami Rosjanie doceniali fachowców. Po przyjeździe z Rosji Maks pracował w transporcie w GS-ie . Mieszkał na ul. Ligonia. Budynek byłej słodowni Neumanna po 1945 roku przejął GS. Rolnicy w tym budynku sypali kontraktowane zboże na trzech poziomach. Długo worki ze zbożem były transportowane na plecach pracowników. Byli nimi: Maks Posmik, Ignac Konieczny (z Janowskiej), Jan Górski i Wieczorek (z poczty). Wtedy worki ze zbożem ważyły i do 70 kg.
W 1938 roku w tej to książce adresowej zanotowano jeszcze innych kowali: Norbert Dürschlag mieszkał na ul. Głubczyckiej (od Tłustomostkiej w kierunku Kietrza). Urodził się w 1908 roku i ożenił się z Genowefą Tomaschek.
Franz Mischka zamieszkiwał sioło Skowronów (przy św. Krzyżu). Urodził się w 1902 roku, w wieku 20 lat ożenił się z Józefą Menschnik z Zawady.
Johann Newerla (1906 -1980) mieszkał na ul. Sudzickiej ( Mickiewicza). W 1934 roku ożenił się z Elżbietą Qausigroch z Janowic.
Rudolf Görlich (1905 -1997) mieszkał na ul. Konopnickiej, zmarł w Bremie. Ożenił się z Marią Bernatzky. Pracował na kolei.
Zaś w metrykach znaleziono kowali:
Karl Mothil (1903 -1986). W 1926 roku ożenił się z Anną Heiduczek. Mieszkali na Raczańskiej. Johann Karol Newerla (1866 -1926). Ożenił się w 1894 roku z Pauliną Labud, córką kowala Jakuba Labud.
Bruno Plötzner (1904 -1945) ul. Jana (Wyzwolenia, od Ligonia ku Raciborzu). Ożenił się z Łucją Zemelka. Jego ojciec był golibrodą. Zaginął w lipcu 1945 roku w Rosji.
Ksiądz Tomasz Tonk (1837-1899) pochodził z Pietrowic i był długoletnim proboszczem w Gamowie. Jego ojciec Joseph Tonk (1808 -1853) i jego dziadek Ignac Tonk (1759-1835) byli kowalami kującymi konie ( Hufschmiede).
Dnia 2 marca 2022 roku budynek kuźni rodziny Wachtarz został zburzony.
To by było na tela o kowolach.
Bruno Stojer
Kuźnie w Pietrowicach
Około 400m na lewo od głównego budynku dworca stoi do dziś budynek byłej kolejowej kuźni i warsztatu. Została ona wybudowana jeszcze przed I wojną światową. Parterowy budynek o wymiarach 5m x 16m i dwuspadowym dachem został wybudowany z pięknej czerwonej cegły. Przedłużenie dachu od frontu dało wiatę o wymiarach 2,5m x7m. Pomieszczenie, w którym znajduje się palenisko kowalskie ma wymiary 4m x 5m. Przed kuźnią są tory bocznicy kolejowej, na której stała drezyna, którą kowale dojeżdżali do miejsca naprawy torów. W czasach świetności pracowało tam nawet siedmiu pracowników - kowali i ślusarzy. Było to zaplecze techniczne dla linii kolejowej Racibórz - Baborów. Jako kowal pracował tam Osadnik z Wojnowic. Jako ślusarz Józef Gerlich (1904-1987), mieszkający na kórnickiej. Gdy nadchodziła pora obiadu, to jego żona Marika wychodziła z domu na dwór i wołała w stronę kolejowej kuźni: „Josef puć na obied”, a w odpowiedzi słyszała: „Marika uż idu!”. Donośny głos Mariki był głosem ze Śląska na Morawy, bo pomiędzy kuźnią na kolei a domem na kórnickiej płynie rzeka Cyna - średniowieczna granica państwowa. Józef Gerlich był mocno niepocieszony, gdy w połowie lat 60-tych poszedł na emeryturę. Chciał pracować dalej, ale małżonka już nie dawała rady prowadzić małe gospodarstwo rolne uprawiane jeszcze krowim zaprzęgiem. Józef był aktywnym człowiekiem: był członkiem rady parafialnej, członkiem zarządu banku spółdzielczego. Józef Gerlich był tym parafianinem, który pojechał w góry zakupić gonty do remontowanego kościółka świętego Krzyża w 1966 roku. Był „uzbrojony” w dokument wystawiony przez Franciszka Sitka, szefa Gromadzkiej Rady Narodowej. Po szczęśliwym przyjeździe „dokument” został zniszczony. Jeszcze w latach 80-tych XX wieku w tej kuźni u ostatniego pracującego tam kowala pochodzącego z okolic Kietrza, można było „naciągnąć” siekierkę. Dziś budynek kuźni jest w opłakanym stanie ale jeszcze stoi.
Józef Gerlich i Maria Kaczyna brali ślub w 1931 roku. Jako, że byli z Pobiehova (lewobrzeżna część wioski), która kościelnie należała do parafii Janowice i diecezji wrocławskiej, a ślub chcieli wziąć w Pietrowicach czyli już w diecezji ołomunieckiej, janowickiemu proboszczowi należało zapłacić odstępne. Maria Gerlich, całe życie wspominała, że odstępne dla proboszcza Urbana, kosztowało tyle samo co ślub u ks. Wiedlera w Pietrowicach. Ojciec Józefa, Wincenty Kaczyna (1869-1954), pobierał jeszcze myto, które było na Kornickiej, (dziś ul. Jana Pawła II ), wcześniej mieszkała tam rodzina Brych. Gerlichowie wspominali, że granica pomiędzy diecezjami przebiegała wzdłuż ogrodu Marcinka.
c.d.n. Bruno Stojer