List z 1917 roku
Karl Scholz (1891-1962) był murarzem pochodzącym z Kietrza. Jego ojciec August był tkaczem. Karl ożenił się w 1915 roku z Josefą Podzmiely (1891-1980) z Pietrowic. Na początku 1917 roku znalazł się w niewoli angielskiej, gdzie dostał się z frontu I wojny światowej. Stamtąd pisze listy do swojej żony. Jeden list znalazł w archiwach niemieckich Łukasz Kubiczek :
Liebe Frau 11.01.1917
Da ich wieder Gelegenheit habe, so will ich Dich wieder mit einem Brief erfreuen und grüβe Dich mit den Wörtern: „Gelobt sei Jesus Christus”. Bin gesund und munter und hoffe von Dir das selbe. Mir gehts bis jetzt noch immer gut und hoffentlich Euch allen auch geht. Jetzt dieser Tage haben wir sehr kalt, noch Kälter wie bei uns denn es regnet den ganzen Tag beinache und das ist schlimmer wie bei uns. Wir werden hier gut behandelt, noch besser wie die Englischen Soldaten und Essen gibtsauch genug. Wenn das so weiter bleibt mit der Verpflegung, da wird gut sein, wir kriegen alles Möglichstes. Zu Hause hat man sich das nicht gekauft, Dateln, Rosinen, Feigen, auch verschiedene Süβigkeiten. Sonst nichts Neues und schreibe viele Brife die du erhalten hast. Bis Wiedersehen, Liebe Frau und grüβe alle.
Tłumacząc na język polski:
Droga żono 11.01.1917 ponieważ znów mam ku temu okazję, chcę Cię ucieszyć listem i pozdrowić słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Jestem zdrowy i mam nadzieję, że Ty również. Wciąż mam się dobrze i mam nadzieję, że Wy wszyscy również. Od paru dni jest bardzo zimno, nawet zimniej niż u nas, ponieważ prawie cały czas pada deszcz i jest gorzej niż u nas. Traktują nas tu dobrze, nawet lepiej niż angielskich żołnierzy, a jedzenia też jest pod dostatkiem. Jeśli dalej będą nas tak żywić, to będzie dobrze, dostajemy wszystko, co jest możliwe. W domu nie kupowaliśmy daktyli, rodzynek, fig czy różnych słodyczy. Poza tym nic nowego się nie wydarzyło. Piszę dużo listów, które dostajesz. Do zobaczenia, droga żono i pozdrowienia dla wszystkich .
Mieszkali na raczańskim mycie (koniec ul. Bończyka). Doskonale pamiętam Józefę Scholz. Ubierała się po chłopsku, na raczańskej zbiyrała hałuzi na zimu do miechówki, keru dowała na rzbet. Wteda tam eszcze rosły welke hamlary, (chodziła w stroju ludowym, zbierała gałęzie na opał na zimę, do płachty rzucanej potem na plecy, wtedy była tam aleja czereśniowa). Karl i Józefa Scholz mieli dwoje dzieci: Gerarda (1920-1982) i Paulę (1921-2005). Gerard został krawcem, zawodu uczył się w warsztacie Józefa Łaty. Ledwo co się wyuczył, a już w 1940 roku został powołany na front. W 1945 dostał się do niewoli sowieckiej, gdzie przepracował 5 lat w kopalni węgla kamiennego w Nowosybirsku na Syberii. Do Pietrowic wrócił w 1949 jako jeden z ostatnich żywych jeńców wojennych. Początkowo pracował w domu jako chałupnik dla SPK „Jedność”.
Wtedy otrzymał talon na zakup roweru marki MIFA, na którym mógł zawozić do spółdzielni uszyte garnitury. W 1953 roku ożenił się z Anną Gotzmann (Stolorka). Jej ojciec Hermann Gotzmann wybudował w 1926 roku dom na obecnej ul. Żymierskiego (wcześniej ul. Jakuba). Hermann prowadził najpierw w domu, a potem w osobnym budynku zakład stolarski. Po wybudowaniu nowych hal przez SPK „Jedność” na farskim polu, Gerhard pracował tam jako prasowacz, najpierw ' prasując żelazkiem zwykłym, a potem po kursie w Bielsku- Białej na parowych agregatach prasowalniczych.Prowadził ciche spokojne życie. Zmarł w 1982 roku, ciesząc się emeryturą tylko pół roku. Jego siostra Paula była kuśnierką. Pracowała w warsztacie przy obecnym rondzie koło pomnika „Matki Polki” w Raciborzu.
Bruno Stojer