Do nieba idzie się parami, nie gęsiego.
Teater
Czasopismo „Katolickie nowiny …” z 13 lutego 1912 roku pisze: Z Wielkich Pietrowic. W czwartek minionego tygodnia tutejszy Związek św. Teresy zorganizował swoją zabawę przy kawie. Zaczęło się o trzeciej po południu w sali Wankego dobrą kolacją i kawą. Nasz wielebny pon Weidler w czasie poczęstunku przeczytał, ile było dochodów związku, a ile wydatków, jak również co zakupiono na potrzeby kościoła. Podziękowano przełożonym za zorganizowanie tego spotkania, jak również wszystkim, którzy sprzątali i przystrajali kościół i koniecznie wszystkim „Tereskom” za kościelne przyśpiewki. Później na zastępcę prezesa związku wybrano panią doktorową, w miejsce pani dyrektorowej, która z tej funkcji zrezygnowała z powodu przewlekłej choroby. Wtedy na scenie zaczęło się ożywiać i rozjaśniać. Z niecierpliwością czekaliśmy na to, co też młade „Tereski” nam przedstawią. Zostaliśmy obdarzeni czterema sztukami teatralnymi. Najpierw zagrano niemiecką sztukę „Das süβe gift” (kaffee), później morawską wesołą sztukę „Służąca”, potem w języku niemieckim sztuka „Die Probe”, a na koniec przedstawiono najpiękniejszą sztukę „Ostatni dzień Panny Marii”. Była to poważna i wzruszająca sztuka oparta na motywach biblijnych. Wywołała ona u wielu osób wzruszenie a nawet łzy. Na koniec zaśpiewano religijną pieśń. Wszystkim ta zabawa się podobała. Gdy sala opustoszała, wtedy za stołami zasiedli ci, którzy grali i posługiwali. Wtedy zrobiło się miło na całego, bo wszyscy swój obowiązek już spełnili. Na koniec serdeczne dzięki ks. dziekanowi za podrzucenie tekstu pięknej sztuki „Posledni den Marie Panny” Przedstawianie sztuk teatralnych granych przez rodzimych aktorów amatorów przetrwało czasy II wojny światowej. Wnet po jej zakończeniu staraniem ks. proboszcza Weidlera w „Jugendheimie”(dziś mieszkalny budynek komunalny), należącym wtedy jeszcze do parafii, wystawiono religijną sztukę pt. „Genowefa”. Przedstawiała ona losy francuskiej świętej żyjącej w VI wieku. Spośród aktorów zapamiętano dwóch Pawłów - Kubiczka i Newerle. Ten pierwszy grał w sztuce franciszkanina. Główna sala „Jugendheimu” pękała w szwach (na dole i na balkonie). W pierwszej rai siedział ks. Henryk Weidler i inne ważne osobistości. Pod koniec spotkania był też punkt humorystyczny. Na scenę wszedł Adolf Pohl z ul. Fabrycznej, z wielką walizką pełną kobzoli, ćwikli, i innych przedmiotów, przebrany za rolnika i śpiewający piosenkę: Ja jestem August Śmieszny, z małej wioseczki, ja jestem rolnik wielki, to każdy o tym wie, Ja jestem wszędzie znany, od wszystkich ukochany, jak pan Belami Mój sołtys skoczył na stół, jak arabski mustafa i mówi mi - miły August idź do fotografa, we Wielkich Pietrowicach, albo w Szamarzowicach, tam siedzą razem dwa. Scenerią tego wystąpienia był salon fotograficzny. Na ścianach wisiały duże fotografie np. zdjęcie „Mariki gmińskiej” (pracowniczka urzędu gminy pochodząca z Samborowic), a siedząca tuż obok ks. Weidlera. Przedstawienie, kilkukrotnie powtarzane cieszyło się wielkim powodzeniem i dostarczyło wielu przeżyć. Piosenkę o rolniku po przeszło pół wieku zaśpiewał z pamięci, Paweł Lakomek, uczestnik tego wydarzenia.
Bruno Stojer